Ewa Ziemiańska laureatka „MasterChef Junior”. Specjalistka od słodkości [WYWIAD, ZDJĘCIA]
Od najmłodszych lat krzątała się wraz z mamą po kuchni, poznając pierwsze kuchenne sekrety. Próbowała własnych sił, łączyła smaki. Nie brakowało oczywiście kulinarnych eksperymentów, które jak sama przyznaje, wieńczyło pyszne danie… i ogromny bałagan. Budziła swój dziecięcy talent, czerpała z gotowania radość. Swe umiejętności zaprezentowała w siódmej edycji programu „MasterChef Junior”, gdzie z odcinka na odcinek się rozwijała, podejmując coraz to nowe wyzwania i zostając ostatecznie laureatką II miejsca w programie. Ewa Ziemiańska, o niej bowiem mowa, to pełna pozytywnej energii jedenastolatka z Bukowa, która konsekwentnie spełnia swe marzenia.
Specjalistka od słodkości
Właściwie nie pamięta od kiedy gotuje, chyba od zawsze. W pierwsze tajniki tradycyjnej kuchni wprowadziły dziewczynkę mama i babcia. Tata zaś pokazał jej, że w kuchni można też zaszaleć. Później odkrywała ją już sama, a kuchenne szuflady nie miały przed nią żadnych tajemnic. Można powiedzieć, że specjalizuje się w deserach i kuchni włoskiej.
– Urodziny w rodzinie nie mogą się już odbyć bez mojego tortu. Mój popisowy deser to panna cotta, ale lubię też przygotowywać bezę, ciasto parzone i eklerki. W pieczeniu słodkości przepis i proporcje to podstawa, ja jednak posiłkując się inspiracjami z Internetu trochę improwizuję, odkrywam nowe, nieznane smaki. Często zapraszam też moich bliskich na pizzę lub lasagne. Najbliższa memu sercu jest właśnie kuchnia włoska, lubię makarony na wszystkie sposoby – opowiada z uśmiechem Ewa.
Noże w dłoń
O popularności i prestiżu programu „MasterChef Junior” nikogo przekonywać nie trzeba, wszak to najlepszy program o gotujących dzieciach w Polsce. Siedemnastu młodych kucharzy prezentowało swój niekwestionowany talent jak zwykle profesjonalnemu jury, bowiem do Michela Morana i Ani Starmach dołączył Tomek Jakubiak – prowadzący programy kulinarne w Kuchnia+. Można powiedzieć, że w przypadku Ewy udział w programie był kwestią czasu.
– Zawsze lubiłam oglądać ten program. Wyobrażałam sobie jakby to było zmierzyć się z czasem i z takimi kulinarnymi wyzwaniami. Często też moje oglądanie kończyło się w kuchni, gdzie odtwarzałam dania zawodników. Już od jakiegoś czasu chciałam się zgłosić. Na szczęście moi rodzice zapewnili, że będą mnie wspierać na każdym etapie, a to dodawało sił i wiary w siebie – wspomina Ewa.
Po wysłaniu swego zgłoszenia nastolatka została zaproszona na casting online, po którym wyłoniono 27 dzieci, zaś najlepsza 17 wzięła udział w programie.
– Pierwszy odcinek to były ogromne emocje i stres. Kamery, reflektory, sztab ludzi w studio, to wszystko było dla mnie nowe. Właściwie to zdenerwowanie towarzyszyło nam przez cały program, bo wiadomo – nikt nie chciał odpaść. Był to już jednak stres, który motywował do działania i biegania po kuchni MasterChefa – dodaje Ewa.
W nagraniach, które odbywały się w Krakowie, towarzyszyła nastolatce jej mama – Katarzyna Ziemiańska.
– Starałam się być dla córki wsparciem i powiernikiem wszystkich emocji. Chociaż do dzisiaj nie możemy uwierzyć, że taka przygoda nas spotkała, a Ewa tak świetnie sobie poradziła kulinarnie i emocjonalnie. Podczas nagrań poniekąd nie było czasu o tych emocjach myśleć, bo grafik nagrań był bardzo napięty. Dopiero przy oglądaniu poszczególnych odcinków w telewizji przychodziło wzruszenie, łzy szczęścia, a czasem nawet nerwy – reasumuje pani Kasia.
Wyzwania i niespodzianki
Wyzwań w programie jak zwykle nie brakowało. Niekiedy, aby w ogóle móc zacząć gotować, trzeba było sprostać innym zadaniom. W jednym z odcinków młodzi kucharze nie mieli dostępu do zwykłej spiżarni. Aby zdobyć produkty do gotowania musieli wdrapać się na ścianę wspinaczkową i w ten sposób wybrać składniki, z których przygotują danie. Co istotne, mogli wybrać tylko 13 składników, więc musieli z rozmysłem rozplanować trasę.
– Sama wspinaczka była super zabawą, choć oczywiście trzeba było dobrze przemyśleć trasę i wybrać odpowiednie produkty. Mój koszyk był idealnie dobrany, niestety potem okazało się, że musimy zamienić się koszykami. To dopiero było wyzwanie, gotować z nie swoich produktów – wspomina uczestniczka MasterChefa.
Innym razem młodzi kucharze musieli zmierzyć się z tradycyjną kuchnią chińską, zaś w jeszcze kolejnym odcinku na plan dołączyli rodzice dzieci.
– Do ostatniej chwili wejście rodziców na wizję było dla nas niespodzianką. Telewizja mnie onieśmiela, chyba było widać, że się denerwowałam. Nasze role się odwróciły i to Ewa mnie wspierała, bo dla niej to był już 7 odcinek. Bardzo cenię sobie naturalność, dlatego tego dnia przygotowałyśmy nasze tradycyjne domowe dania – dodaje pani Katarzyna.
Mistrzowskie wsparcie
A wszystko to pod okiem profesjonalnego jury. Uczestnicy chłonęli wiedzę, wskazówki, sposób bycia znanych kucharzy.
– Michel zawsze potrafił mnie rozbawić i rozładować stres. Mówił do mnie mademoiselle i udzielał wielu cennych wskazówek. Anię podziwiam, bo tak jak ona uwielbiam robić słodkości. Natomiast Tomek, tak jak mój tata, uwielbia robić steki i w tym temacie nie ma sobie równych. Każdy z nich jest mistrzem w swej dziedzinie i wszyscy byli dla mnie wsparciem – akcentuje Ewa.
Takie same wrażenie odniosła pani Kasia.
– Byłam zaskoczona, że w telewizji, gdzie na planie są naprawdę różne emocje, jury potrafiło tak świetnie wspierać dzieci w każdej sytuacji. To naturalne, że dzieci reagują w różny sposób, ale to od dorosłych zależy, jak pewne kwestie im wytłumaczą, jak pomogą z tymi emocjami sobie poradzić – chwaliła jury mama Ewy.
Duże wrażenie na młodych kucharzach wywarła, zaprezentowana przez jury lekcja gotowania, podczas której Ania Starmach przygotowała ciasto czekoladowe z wiśniami, Michel Moran okonia morskiego z cykorią, a Tomek Jakubiak stek w stylu azjatyckim. Nic więc dziwnego, że słowa uznania z ust takich specjalistów robiły na uczestnikach wrażenie.
– Jurorzy zawsze byli szczerzy, jeśli coś im nie smakowało, mówili to otwarcie. Na tym polegał program. I pomiędzy tymi pysznymi daniami chyba każdemu zdarzały się też te słabsze. W moim wypadku jury pochwaliło kruche ciasto. Desery z użyciem wanilii czyli panna cotta i semifredo też przypadły im do gustu. Całkiem nieźle wyszła mi też kaczka. Usłyszeć od kulinarnych guru, że „uczeń przerósł mistrza” lub że coś jest „top” i „w punkt” – po prostu dodaje skrzydeł – reasumuje nastolatka.
Nowy sezon, nowe atrakcje
Udział w programie to nie tylko zmagania kulinarne. Producenci przygotowali dla uczestników sporo atrakcji. Do największych niespodzianek trzeba zaliczyć wizytę w studio Viki Gabor, zwyciężczyni Eurowizji Junior, która zaśpiewała młodszym kolegom i koleżankom swe największe przeboje. W koncertowej atmosferze zapowiedziała też temat kolejnej konkurencji, którą okazała się kuchnia wegetariańska.
– Autograf Viki trafił do mojej kolekcji. Świetnie bawiliśmy się przy jej piosenkach. Naprawdę fajnie było spotkać ją na żywo – puentuje krótko Ewa.
W innym odcinku MasterChefa Juniora na dzieciaki czekała wielka planszówka. Uczestnicy zmierzyli się z ogromnymi pionkami i kostką do gry.
– Uwielbiamy w domu grać w planszówki, mamy ich dziesiątki. Dlatego konkurencja żywej gry planszowej bardzo mi się podobała. Pola na planszy zawierały 3 rodzaje zadań: pytania kulinarne, zadania kulinarne i test smaku. To było połączenie zabawy ze sprawdzeniem wiedzy kulinarnej – opowiada pani Kasia.
A dobrej zabawy w programie nie brakowało. Sprzyjała temu doskonała atmosfera panująca zarówno wśród dzieci, jak i ich rodziców.
– Mieliśmy bardzo fajny kontakt, staraliśmy się wspierać, a co najważniejsze nie było między nami żadnych niepotrzebnych złośliwości. Najwięcej czasu spędziłam z uczestnikami „top 5”, ale wszystkich dobrze wspominam. To była fajna ekipa. Już niedługo zobaczymy się na wspólnym wyjeździe wakacyjnym – cieszy się Ewa. – Spędziliśmy ze sobą sporo czasu i wytworzyła się świetna atmosfera. W końcu dzieliliśmy wspólne emocje i przeżycia. Zarówno te dotyczące dzieci przed kamerami, jak i reszty rodziny, która pozostała w domu. Osobiście odczuwałam duży stres spowodowany pozostawieniem w domu 3 chłopaków. Jak jednak mówiłam atmosfera wsparcia i życzliwości bardzo tu pomogła – wspomina Katarzyna Ziemiańska.
Przygoda życia
Po powrocie do domu na laureatkę czekała jej prywatna „strefa kibica”. Gratulacje, radość, słowa uznania – jednym słowem gorące powitanie. Serdeczne przywitała ją również społeczność szkolna SP w Trześniowie, której jest uczennicą.
– Zaległości w szkole udało mi się nadrobić, choć prymusem w tym roku nie będę. Dziękuję za wsparcie mojej Pani Dyrektor i wszystkim nauczycielom. Niezawodni byli też znajomi, którzy we mnie wierzyli i kibicowali do końca – uśmiecha się nastolatka.
– Ewa pokazała wszystkim, że chcieć to móc, że warto mieć marzenia, wyznaczać sobie cele i dążyć do ich realizacji. Jednocześnie przy okazji medialnej przygody nie zaniedbała szkolnych obowiązków, a udział w telewizyjnym show nie zmienił jej w zadufaną celebrytkę. Pozostała sympatyczną, koleżeńską Ewą, która udowodniła, że każdy może odnieść sukces, jeśli tylko podejmie wysiłek – podkreślała Dyrektor SP w Trześniowie Joanna Kaczor.
Sama zainteresowana udział w programie podsumowuje bardzo spokojnie.
– To była dla mnie przygoda życia, która na pewno dała mi motywację do sięgania po następne marzenia, bo jedno już spełniłam. Gotowanie to moja pasja i tak już zostanie. A co przyniesie przyszłość to zobaczymy. Póki co zapraszam do obserwowania moich kulinarnych poczynań na Instagramie @ewa_masterchefjunior – zachęca nastolatka.
Równie spokojnie o sukcesie Ewy mówi jej mama.
– Ewa to chodząca energia. Gdy coś robi, to zawsze na 100 procent i wytrwale. Jak już mówiłam dla mnie córka była MasterChefem już od dawna, a jej udział w programie tylko to potwierdził – dodaje z dumą pani Kasia.
źródło: Starostwo Powiatowe w Brzozowie
Fot. TVN/RASP, pryw. archiwum Katarzyny Ziemiańskiej
Zaloguj się aby dodać komentarz
| Logowanie
Komentarze niezarejestrowanych czytelników: