Bronią lasu blokując drogę. To jeszcze protest, czy już anarchia?
BIESZCZADY / PODKARPACIE. Czy wyobrażasz sobie obywatelu, że na wiele miesięcy możesz zablokować drogę i nie ponieść żadnych konsekwencji? Zapewne nie, bo szybko poczułbyś karne następstwa takiego działania. Okazuje się jednak, że są wśród nas równi i równiejsi wobec prawa. A tymi równiejszymi są aktywiści ekologiczni.
Dorota Mękarska
Aktywiści z Kolektywu Wilczyce jeszcze w styczniu br. zabarykadowali drogę do bronionego przez siebie leśnego oddziału 219 a. Chcieli zablokować wycinkę drzew w tym wydzieleniu, choć nie jest ona tam prowadzona, ale z drogi nie mogą z tego powodu korzystać służby i inni użytkownicy. Wszystkie organy i instytucje przymykają na to oczy.
Droga zamknięta, bo nieznani sprawcy ją zdemolowali
W kwietniu br. Nadleśnictwo Stuposiany poinformowało, że przyrodnicza ścieżka turystyczna, trasa rowerowa i konna biegnąca w sąsiedztwie obozu Kolektywu Wilczyce, na skutek dewastacji zostaje zamknięta. Zaznaczono wówczas, że droga jest wykorzystywana przez służby, ale jest również szlakiem transportowym służącym gospodarce leśnej.
Do zamknięcia drogi doszło przed weekendem majowym, gdy, jak co roku, spodziewano się wielu chętnych do odwiedzenia zagrody pokazowej żubrów i amatorów górskich wędrówek.
Według leśników skala zniszczeń była tak duża, że nie mogli zapewnić bezpieczeństwa osobom chętnym do skorzystania z oferty turystycznej Lasów Państwowych.
Sprawcy banerami zatkali przepust, w wyniku czego spiętrzona woda doprowadziła do jego rozerwania. Część drogi została z kolei przekopana. W szlak wkopano prowizoryczne drewniane słupy, notabene z drewna pozyskanego przez nadleśnictwo. Są to quasi rogatki barykady mającej blokować przejazd.
Protestują i stwarzają zagrożenie
Jak informuje Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, oszacowano wysokość szkód i sprawa zniszczonej drogi została zgłoszona na policję. Ma swój dalszy ciąg w prokuraturze.
– Protest jest dla nas zupełnie niezrozumiały, gdyż nie prowadzi się w tym oddziale wycinki – po raz kolejny powtarza Edward Marszałek. – Szkoda, że przyjął on tak niebezpieczną formę, bo z drogi korzystają również pracownicy Bieszczadzkiego Parku Narodowego, Straży Granicznej i Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
To właśnie „goprowcy” przekonali się w ostatnią sobotę, że korzystanie z drogi wiąże się ze sporymi problemami. W tym dniu otrzymali z rana niejasne zgłoszenie do kobiety uskarżającej się na silne bóle brzucha. Kolejne wydarzenia opisali na portalu społecznościowym.
„Po dotarciu ratowników we wskazane miejsce (dane współrzędne) okazało się, że to teren obozowania Wilczyc – oddolnego ruchu działającego na rzecz „obrony” lasu, która od 5 miesięcy okupuje tamto miejsce. Końcem kwietna Nadleśnictwo Stuposiany, Lasy Państwowe na swoim fanpage’u informowało o fakcie zdemolowania drogi i utrudnieniu dojazdu w to miejsce różnym służbom, w tym GOPR, czy Straży Granicznej. Faktycznie – przebijanie się przez barykady, zasieki i przekopy na odcinku kilkuset metrów ratownikom zajęło dłużej niż pokonanie 20-km trasy z Ustrzyk Górnych do Mucznego! – relacjonują ratownicy GOPR. – Niestety w obozie nikt nie był w stanie wskazać miejsca gdzie znajduje się poszkodowana kobieta! Jak się okazało później, została ona sprowadzona do głównej drogi i tam Straż Graniczna wezwała do niej karetkę pogotowia”.
Szanujemy prawo do protestów
– Nie możemy jako leśnicy stosować rozwiązań siłowych. Jest to protest, co prawda nielegalny, ale protest. Szanujemy prawo obywateli naszego kraju do wyrażania swoich poglądów, nawet jeśli się z nimi nie zgadzamy – tłumaczy Edward Marszałek.
Zachodzi jednak pytanie, czy ten szacunek nie przekracza granic rozsądku?
– Temat jest znany organom odpowiadającym za bezpieczeństwo publiczne. My jako leśnicy działamy zgodnie z prawem, choć w tym wypadku nieposłuszeństwo obywatelskie ociera się o anarchię, ale Lasy Państwowe są powołane do prowadzenia gospodarki leśnej, a nie zapewniania bezpieczeństwa publicznego – zaznacza rzecznik prasowy.
Zwróciliśmy się więc do Komendy Powiatowej Policji w Ustrzykach Dolnych. Jak informuje podkomisarz Aleksandra Wołoszyn- Kociuba, do policji nie wpłynęło zgłoszenie w sprawie zajścia w dniu 5 czerwca br., ani ze strony GOPR, ani nadleśnictwa.
– Sam teren należy do Nadleśnictwa Stuposiany i może tam działać Straż Leśna – podkreśla pani rzecznik.
Zaloguj się aby dodać komentarz
| Logowanie
Komentarze niezarejestrowanych czytelników: